List na Święto św. Szczepana 2013
Wymagająca radość płynąca z wiary w Chrystusa
Ukochani w Chrystusie Panu, Siostry i Bracia
Boże Narodzenie jest doświadczeniem wielkiej radości, światła i pokoju, ale nie zawsze i nie dla wszystkich. W konkretnych sytuacjach te przeżycia nabierają dla niektórych ciemniejszej barwy i biją znacznie mniejszym ciepłem. W niejednej rodzinie blask Bożego Narodzenia tylko na krótki moment zakrywa zmartwienia, cierpienie, niepewność jutra oraz słabości i zło, które zdają się na stałe gościć pod dachem domu. Kilka odświętnych godzin spędzonych w kręgu tych, których najbardziej kochamy, tylko po części pozwala zapomnieć o ciężkim codziennym trudzie ponoszonym w nieustannej walce o godne duchowe i materialne życie najbliższych. Z tego powodu w sercach wielu z nas nawet podczas śpiewu podniosłych kolęd i obserwowania radości wymalowanej na beztroskich buziach dzieci zafascynowanych niezwykłością świąt, kłębią się wciąż szare i przygnębiające myśli, że już jutro trzeba będzie obudzić się z tego pięknego snu i wrócić do smutnej codzienności, która jak ostry mroźny wiatr zdmuchnie wigilijną świecę i zabierze radość płynącą z przyjaznego obcowania z Bogiem i ludźmi. Martwimy się, że znów wróci zło i niepokój sumienia z powodu popełnionych grzechów, że powrócą rodzinne nieporozumienia i kłótnie, ludzka obojętność i gniew, a także lęk przed przerastającą nas i niepewną przyszłością, której tak trudno zaradzić.
Z tymi naszymi złożonymi myślami zdaje się współbrzmieć liturgia świątecznych dni. Z narodzin Jezusa cieszą się Maryja, Józef, pasterze i Aniołowie, ale kontrastuje z nią obojętność mieszkańców Jerozolimy oraz wrogość Heroda, które każą Świętej Rodzinie tułać się w wielkim ubóstwie i chłodzie, żebrząc o nocleg i chleb. Ludzka oziębłość, wrogość i niesprawiedliwość poddają okrutnej próbie radość z Bożego wcielenia w sercu Najświętszej Matki i Jej Oblubieńca. Choć są uosobieniem Dobra i Niewinności, zostają wypędzeni wraz z Jezusem najpierw do betlejemskiej szopy poza miasto, a potem do dalekiego obcego Egiptu. Jakże wymagającą radością są dla tej świętej Pary Małżonków narodziny Zbawcy i Pocieszyciela świata. Podobnie jest też w życiu Szczepana – wiernego i nieustraszonego diakona. Jego pokorne i święte życie przeżywane w wielkim pokoju i radości wypływającym z tego, że był uczniem Chrystusa i służył Jego ewangelii, nagle zostaje brutalnie zgaszone przez nienawiść i przemoc. Patrząc na przykład Świętej Rodziny i Szczepana oraz na naszą teraźniejszość rodzi się pytanie: Czy ludzie wierni Bogu są skazani na smutek i cierpienie? Czy chrześcijanin może być człowiekiem prawdziwej radości i na czym opiera pokój serca?
Zastanówmy się nad odpowiedzią na te trudne pytania tak mocno wpisane w naszą codzienną egzystencję. W atmosferze narodzin Jezusa Chrystusa zapowiadających Jego święte życie oraz chwalebną mękę i zmartwychwstanie, dzisiejsza liturgia pokazująca czystą i odważną wiarę Szczepana, pozwala nam znaleźć źródło, prawdziwy sens i siłę radości chrześcijańskiej. Radość jest bowiem najpiękniejszą odpowiedzią na miłość objawioną w cudzie Bożego Narodzenia, jest owocem pójścia za Jezusem i mocą przezwyciężającą każdą trudność i smutek. Wzór tej pięknej chrześcijańskiej radości zostawił nam diakon Szczepan, pierwszy męczennik, o którym święty Łukasz w Dziejach Apostolskich mówi, że, podobnie jak Matka Najświętsza, był człowiekiem pełnym łaski (Dz 6,8), to znaczy szczególnie umiłowanym i obdarowanym przez Boga. A zatem, tak jak Maryja, był również człowiekiem Bożej radości. Któregoś dnia spotkał na swej drodze Jezusa i od tej chwili jego życie nabrało nowego sensu, stało się pełną wesela i wewnętrznego pokoju służbą dla Boga i braci. Jego silna wiara i szczera ufność pokładana w Bogu sprawiały, że w epoce rodzącego się Kościoła dokonywał znaków w imieniu Jezusa, które budziły podziw mieszkańców Jerozolimy. Niestety jego radość, ewangeliczny radykalizm życia i odwaga, z jaką bronił wiary w Jezusa, sprawiły, że stał się obiektem nienawistnego ataku żydowskiej synagogi. W prześladowaniu święty Szczepan się nie zachwiał. Pełen Bożej mądrości i mocy pochodzącej od Ducha Świętego mężnie stawiał czoła zarzutom i postanowił być wiernym Chrystusowi aż do końca. Był przecież Jego uczniem, zakochał się w Jego Ewangelii, chciał żyć, a jeśli będzie trzeba, cierpieć i umrzeć dla Jezusa. A czynił to z wielką dumą i radością, gdyż wiedział, że Chrystus odniósł zwycięstwo nad wszelkim złem, a przede wszystkim z miłości oddał życie za niego i za każdego człowieka. Niesiony czystą miłością do Jezusa, Szczepan postanowił być podobny do swego Pana. Chciał być blisko Niego, by swą wiernością i miłością zapewnić sobie Jego miłość i wierność w ziemskim życiu, a także w świecie przyszłym. W tej sytuacji groźby, przemoc i szyderstwa prześladowców nie napawały lękiem Szczepana. Wiedział, że nie może zawieść swego Mistrza, skoro Ten otworzył przed nim niebo – królestwo radości – i pozwolił oglądać oblicze Pana Boga. Cóż wobec tak wielkiego wyróżnienia i zaszczytu znaczył gniew złych i bezlitosnych ludzi, a nawet kamienie niosące ból i śmierć. Szczepan był napełniony mocą Ducha, która w tym najważniejszym momencie życia była niego światłem i siłą, ale też źródłem radości, że stał się godny cierpieć dla Boga. Nic to, że Żydzi wyrzucili go poza miasto i kamienowali. W tym samym momencie Chrystus z otwartymi rękoma przyjmował go przecież do wiecznego miasta – nowego Jeruzalem, nagradzając wieczną radością za jego wierność i miłość. Wpatrzony w przeczyste oblicze Chrystusa, Szczepan nie nosił w sercu nawet urazy do kamienujących go prześladowców, gdyż na wzór Mistrza postanowił przebaczyć im nienawiść i krzywdę, prosząc Boga o darowanie ich winy. Pokój i radość na obliczu świętego diakona była tak wielkie, że aż zatrwożyły nienawistnych przeciwników. Po niedługim czasie ich przywódca – Szaweł – nieprzejednany wróg Chrystusa i Jego uczniów, również zobaczył otwarte niebo i blask chwały Bożego Syna, który spowodował radykalną odmianę jego życia. Odtąd, pociągnięty tą samą miłością do Jezusa co Szczepan, stał się gorliwym naśladowcą świętego diakona, aby z radością i oddaniem dopełnić misję, którą wcześniej przerwał przyczyniając się do jego zabójstwa. Dla Boga bowiem nie ma nic niemożliwego. On potęgą swej miłości może przemienić w radość nawet największy smutek i cierpienie, ukoić przebaczeniem rany grzechu, a miłosierdziem przywrócić nadzieję.
Przykład świętego Szczepana uczy, że chrześcijanin może i winien być człowiekiem radości. Trzeba tylko szukać jej prawdziwego oblicza, a nie tylko krótkotrwałych i złudnych jej przejawów. Nieprzemijającym źródłem radości jest wielkość i miłość Boga objawiająca się w tajemnicy narodzenia Jezusa, a jeszcze mocniej w Jego śmierci i zmartwychwstaniu, które wciąż można odkrywać i rozważać w słowie Bożym i Eucharystii. Największą radością wierzącego jest bliskość Jezusa, której trzeba cierpliwie i wytrwale szukać na drogach życia, a potem z całych sił zabiegać, by jej nie stracić. On bowiem zawsze przebacza, zawsze podnosi, pozwala zacząć od nowa, daje sens naszym wysiłkom, spełnia marzenia i prośby. Radości płynącej z bycia dzieckiem Boga, które jest odkupione miłością Chrystusa i codziennie umacniane łaską i mądrością Ducha Świętego nikt nie jest w stanie nam zabrać. Możemy ją zagubić tylko my sami, kiedy na swej życiowej drodze porzucimy Jezusa dla przemijających uciech i wygody. Bądźmy więc radośni Boża wiarą i miłością, która nigdy nie zawodzi, tak jak nie zawiodła patrona dnia dzisiejszego – świętego diakona Szczepana.
Kończąc tę refleksję, w imieniu wspólnoty Seminarium Duchownego w Przemyślu, chciałbym z serca podziękować drogim naszym Dobroczyńcom za wszelką życzliwość. Bóg zapłać za Wasze modlitwy w intencji kapłanów i przygotowujących się do służby kapłańskiej, Bóg zapłać za pomoc materialną, dzięki której możemy duchowo i intelektualnie wzrastać. Prosimy, byście o nas pamiętali. Obiecujemy modlitwę, by łaska Bożego błogosławieństwa była Wam ciągłą pociechą i wsparciem. Na cały Nowy Rok życzymy wielu radości, niech Jezus darzy wszelkim szczęściem, a Jego Matka roztacza nad Wami swą czułą opiekę.
Rektor WSD w Przemyślu, ks. Dariusz Dziadosz